Siedzieliśmy na kanapie i rozmawialiśmy . Brakowało i tego .
- Jak długo tu zostajesz ?
- Planowałem , że zostanę w Londynie tydzień - zaśmiał się - Nie martw się , jutro już będę spać w hotelu .
- Lou - zaczęłam - nie , że coś , ale byłabym wdzięczna gdybyś jednak został . Bez mamy jest tu pusto , a ja się boję , że coś się stanie . Ale pewnie masz inne plany ...
- Nie. Mogę zostać .
- Oh , dzięki - uśmiechnęłam się
Naprawdę się bałam . Okolica nie jest bezpieczna , dom jest dość ładny i duży . A napadów było już kilka .
- Pójdziemy jutro gdzieś ? - spytał
- Gdzie ?
- Na jutro coś wymyślę .
- Okej - zaśmiałam się
- Jesteś jeszcze na mnie zła ? - ugh , zmienił temat
- Trochę tak .
I cisza . Po co zaczynał ?
- Wiesz , chyba pójdę już spać . Dobranoc - podeszłam do niego i przytuliłam się
- Dobranoc . Pamiętaj , że jutro gdzieś idziemy .
Ruszyłam po schodach do swojego pokoju . Niemal od razu przebrałam się w swoja białą koszulę nocną i zasnęłam.
- Słoneczko ! Wstawaj !
Jejcia . kiedyś , jak byliśmy razem mówił do mnie ' Słoneczko ' . Pamiętał .
- Spadaj - jęknęłam
- Jak nie wstaniesz to nici z wyjścia - zaśmiał się
- Już wstaję - mruknęłam
To dziwne , że tak szybko mu wybaczyłam . Hm , nawet nie wiem czemu .
Może dlatego , że potrzebuję osoby , która byłaby blisko mnie ? Eh .
Powoli zwlekłam się z łózka i założyłam jasne, jeansowe rurki , pudrowo -różowy sweterek i brązowe wiązane bytu do połowy łydki .
Już schodząc na dół czułam zapachy dochodzące z jadalni . Ciekawe co Lou przygotował .
- Cześć , wstałaś jednak - zaśmiał się
- No .
Brunet postawił przede mną talerz z dwoma tostami i kubek z karmelowym cappuccino z mleczną pianką na wierzchu .
- Dzięki .
Nie odpowiedział , tylko usiadł naprzeciwko mnie .
- Możemy porozmawiać? - szepnął
- Jasne - odparłam
- Więc , no . Może to nie jest odpowiedni czas i miejsce , ale chciałem Ci tylko powiedzieć , że ja ... że ja nadal Cię kocham. Wiem , że nie powinienem , tego mówić , ale musiałem.
Patrzyłam się w Louisa szeroko otwartymi oczami .
- Dokończymy to kiedy indziej , bo chyba masz rację , że to póki co jest jeszcze nieodpowiedni temat.Gdy już zjadłam swoje grzanki , wyszliśmy z domu i jechaliśmy samochodem w stronę centrum Londynu . 20 minut później byliśmy na miejscu .
Chłopak szybko wyszedł z auta i otworzył mi drzwi , pomagając wysiąść z czarnej maszyny .
- Co zaplanowałeś ?
- Najpierw pójdziemy do parku i znajdziemy naszą ławkę .
- Nie byłam tam od 3 lat - szepnęłam
Louis objął mnie ramieniem , gdy szliśmy wolno parkowymi alejkami .
- Mam nadzieję , że pamiętasz gdzie to było - zaśmiałam się
- Ja pamiętam - zachichotał - A Ty ?
- Ja też .
- Bri , poczekaj na mnie . Tutaj . Zaraz będę .
Zaczął wiać wiatr , a genialna panna Gabriela założyła na siebie tylko sweter . Ugh .
Usiadłam na ławce i skuliłam się . Nie pomogło .
Po chwili , poczułam , że ktoś siada obok mnie . Louis .
- To dla Ciebie - podał mi bukiet z białych róż chińskich . Moich ulubionych .
- Och , dziękuję - odparłam
- Chodź dalej .
Wstałam i ruszyłam dróżką . Chłopak oddał mi swoją kurtkę . Nienawidzę tego . Eh .
- Bri ? O Matko to Ty !
- Karen ! - szybko podbiegłam do mojej koleżanki z gimnazjum
- Jak dawno się nie widziałyśmy . Musisz kiedyś do mnie wpaść !
- Jasne , tylko napisz . Numer mam ten sam - zaśmiałam się
- To Twój chłopak ? - spytała
Zapomniałam o nim . Jezu .
- Nie , to tylko ... - zaczęłam
- Tak . Jestem Louis - podał jej rękę - Miło mi Cię poznać , Karen .